Islamskie
miasto-państwo Harran, przygotowuje się do młodzieżowych Światowych Igrzysk
Lekkoatletycznych. Kilka tygodni przed tym długo wyczekiwanym wydarzeniem
sportowym doktor Khalim Abbas zauważa u paru swoich pacjentów osobliwe objawy.
Zarażeni jakimś nieznanym dotąd wirusem atakują ludzi i pożywiają się ich
mięsem. Abbas próbuje uświadomić prezydentowi rychłe zagrożenie, ale władze
Harranu, z pobudek czysto finansowych, nie odwołują igrzysk. Do miasta-państwa
wkrótce zjeżdża się młodzież z całego świata wraz ze swoimi rodzinami, aby
wziąć udział w zawodach sportowych. Nie będzie im jednak dane ziścić swoich
marzeń, z powodu zmasowanego ataku Zarażonych.
Osiemnastoletnia
sportsmenka, Amerykanka Mel Wyatt, po śmierci rodziców i zaginięciu
dwunastoletniego brata, Paula, przemierza opanowany przez Zarażonych, objęty
kwarantanną Harran. Dziewczyna została ugryziona i zdaje sobie sprawę, że
wkrótce przemieni się w łaknącego ludzkiego mięsa potwora. Ma jednak nadzieję,
że zanim będzie za późno odnajdzie antidotum oraz swojego młodszego brata.
Amerykański
pisarz, Raymond Benson, jest najbardziej znany, jako jeden z autorów powieści o
Jamesie Bondzie, ale często zdarza mu się również czerpać inspirację z
popularnych gier komputerowych. I nie ma w tym niczego dziwnego, bowiem Benson
oprócz pisania zajmuje się również projektowaniem gier. Jego najnowsza powieść „Dying
Light. Aleja Koszmarów” jest prequelem obsypanej nagrodami gry z gatunku survival horror wyprodukowanej przez
polskie studio Techland.
„Ulice i chodniki
stały się miejscem masowej rzezi. Niektóre szczątki wydawały się bardziej
świeże od innych, niektóre zaś były mocno nadgryzione przez Zarażonych bądź
zwierzęta. Wszędzie widać było padlinożerne ptaki, które obsiadały niedojedzone
szczątki i zgrzytliwie krakały z zachwytem. Na asfalcie tu i ówdzie, widniały
rozmazane ślady zaschniętej krwi lub fragmenty ciał, pamiątki po trupach,
wleczonych przez Zarażonych z miejsca w miejsce.”
Wątpię, żeby
ostał się jeszcze ktoś, kto nie zna popularnej filmowej i literackiej survivalowej konwencji, która zasadza
się na próbie przetrwania jakichś jednostek w świecie opanowanym przez bestie.
Ten schemat jest chętnie eksploatowany przez propagatorów opowieści o żywych
trupach, ale równie często wtłacza się w jego ramy opowieści o wszelkiego
rodzaju epidemiach. Benson wykorzystał tę drugą problematykę, bo choć kilka
cech kreowanych przez niego antagonistów zbiega się z charakterystyką zombie to
jednak odróżnia ich od nich kilka istotnych szczegółów. Otóż, serca kreatur, które
opanowały fikcyjne miasto-państwo Harran nie przestały bić, a co za tym idzie
można je wyeliminować na różne sposoby – nie tylko, jak to zazwyczaj bywa z
żywymi trupami poprzez dekapitację. W swojej powieści Benson nadaje im miano
Zarażonych i chociaż w dialogach, co jakiś czas przewija się określenie „zombiak”
autor podkreśla, że czytelnicy nie mają tutaj do czynienia z klasycznymi żywymi
trupami, a raczej ofiarami dziwnej zarazy. Notabene zainspirowanej często
propagowanymi w kinie i literaturze cechami szablonowych zombie. Żółte oczy, sina
karnacja, łaknienie ludzkiego mięsa, komunikowanie się za pomocą
niezrozumiałego dla ludzi bełkotu i wreszcie zatracenie własnego jestestwa oraz
inteligencji. Nadrzędnym imperatywem Zarażonych jest zdobywanie pożywienia,
czyli polowanie na kilku niedobitków, próbujących schronić się w objętym
kwarantanną mieście-państwie. Pewnym novum jest uzależnienie mocy Zarażonych od
pory - w świetle dziennym bestie wolnym krokiem snują się po Harranie, nie potrafiąc
wykrzesać z siebie większej energii, ale kiedy miasto-państwo spowijają nocne
ciemności zyskują nadludzie siły: niesamowitą szybkość, zwinność i odporność na
ból. Benson wprowadza jeszcze jeden innowacyjny akcent do tej, zdawać by się
mogło, wyeksploatowanej do granic możliwości konwencji, który znacząco podnosi
poziom napięcia. Główna bohaterka, Mel Wyatt, budzi się z ugryzieniem na
przedramieniu, co jest bezpośrednim sygnałem zarówno dla niej, jak i dla
czytelników, że wkrótce przemieni się w antropofagiczną bestię. Po krótkim
prologu, z pomieszaną chronologią, autor wrzuca odbiorców w sam środek akcji.
Harran został już opanowany przez Zarażonych, a Mel jest jedną z nielicznych
osób, która ostała się przy życiu i zdrowiu. Przynajmniej tymczasowo, bo jeśli
szybko nie znajdzie leku dołączy do armii kreatur krążących po islamskim mieście-państwie.
„Czy może być coś
gorszego niż perspektywa rychłego przeistoczenia się w porąbanego zombiaka?”
Podobnie, jak
prolog właściwa akcja powieści obfituje w liczne retrospekcje, które nieco
przybliżą czytelnikom początek koszmaru i postać samej Mel. Sportsmenka,
specjalizująca się w parkourze przyjechała do Harranu wraz z rodzicami i
dwunastoletnim bratem Paulem, cierpiącym na łagodną formę autyzmu na Światowe
Igrzyska Lekkoatletyczne zorganizowane przez międzynarodową organizację
młodzieżową (PWNC). Dyscyplina sportowa, w której się specjalizuje bardzo
pomoże jej w egzystowaniu w tym nowym, śmiertelnie niebezpiecznym uniwersum,
zdominowanym nie tylko przez Zarażonych, ale również tutejszych rzezimieszków,
którzy jak zauważa sama Mel ochoczo cofnęli się do średniowiecza, korzystając z
możliwości, jakie daje totalna anarchia. Podczas jej rozpaczliwych poszukiwań
upragnionego antidotum i brata, który najprawdopodobniej dołączył do hordy
Zarażonych Benson skwapliwie korzysta z wszelkich dobrodziejstw, jakie daje survivalowa konwencja, w którą wtłoczył
swoją opowieść. Mamy tutaj liczne starcia z oszalałymi kanibalami, karkołomne
pościgi i makabryczne owoce działalności antagonistów. Niewielkie gabaryty „Dying
Light. Alei Koszmarów” gwarantują oszczędne opisy zarówno wątków gore, jak i charakterologii postaci. Enigmatyczność
Bensona nie przeszkadzała mi w tym drugim przypadku, bo choć nie zagłębiał się zanadto
w procesy myślowe Mel (której pomimo koszmarnej sytuacji, w jakiej się znalazła
nie opuszcza cierpkie poczucie humoru) powiedział akurat tyle, żebym zapałała
do niej sympatią i zrozumiała jej poczynania. Jedyne, co odrobinę mnie raziło
to nadużywanie przez nią słowa „porąbany”, co jak sama przyznała przejęła od
swojego trenera. Mnie to bardziej wyglądało, jakby autor z niemożności
wymyślenia innych przymiotników nachalnie wtłaczał ten konkretny w opisy całego
świata przedstawionego. Dużo bardziej przeszkadzały mi oszczędne relacje wszechobecnej
rzezi. Streszczone dosłownie w kilku zdaniach, na ogół tendencyjne ustępy konsumpcji
ludzkiego mięsa, zabijania zarówno zdrowych, jak i Zarażonych i składowania
ciał tych pierwszych w zgrabnych stosach w różnych rejonach Harranu. Jedyne, co
utkwiło mi w pamięci z tej zaledwie zarysowanej plejady wszelkiego rodzaju
okropieństw to spijanie wymiocin ludzi przez Zarażonych i „kąpanie się” we wnętrznościach
i odchodach trupów, co jak odkryła Mel działało jak kamuflaż – upodabniało jej
zapach do woni wydzielanej przez Zarażonych, a co za tym idzie bestie nie
dopatrywały się w niej smakowitego obiadku. Podobny motyw widziałam w filmie „Dom
śmierci 2” z 2005 roku, ale ta powtarzalność w najmniejszym stopniu nie
przeszkodziła mi w odczuwaniu napięcia podczas przemykania wysmarowanej krwią i
ekskrementami Mel pomiędzy Zarażonymi. Równie dobre napięcie, oparte na wręcz
uwierającej świadomości szybko upływającego czasu Benson wygenerował dzięki
licznym wstawkom, obrazującym powolną przemianę głównej bohaterki. Czytelnik
doskonale zdaje sobie sprawę, że każda godzina dla protagonistki może być
ostatnią, że dosłownie za minutę może zmienić się w ludożerczą kreaturę, co wymusza
na nim gorący doping i popędzanie jej w myślach. I tak aż do wstrząsającego finału, w którym
nie ma żadnych kompromisów, ani ułamka litości dla wytrwałego czytelnika –
czyli dokładnie tak, jak w dobrym horrorze być powinno.
„Dying Light.
Aleja Koszmarów” narracją zaskarbi sobie zapewne sympatię wielbicieli
literatury młodzieżowej. Krótkie opisy i nieustająca akcja właściwie gwarantują
pozyskanie uwagi tej grupy odbiorców. Ale niewykluczone, że i długoletni
wielbiciele horrorów znajdą tutaj coś dla siebie, ze szczególnym wskazaniem na
tych preferujących survivalowe
opowieści o zombie i wszelkiego rodzaju epidemiach. Zachęcić może ich przede
wszystkim kilka pomysłowych akcentów wtłoczonych w fabułę i znacząco
urozmaicających tę skostniałą konwencję, ale również (co akurat mniej ważne) zachwycająca
okładka. Rzadko chwalę oprawy książek, ale ta wyjątkowo zwróciła moją uwagę.
Za książkę bardzo
dziękuję wydawnictwu
Mój brat ma gre na PS4 o takim samym tytule i muszę przyznac, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Jestem fanatyczką zombie, więc z pewnością to dlatego. Książkę, którą nam dzisiaj przedstawiasz również chętnie przeczytam. Pragnę zaznaczyć, ze tą gre o której wspomniałam robili Polacy!
OdpowiedzUsuńCzyli Twój brat ma grę, na podstawie której powstała książka;) Ta powieść to prequel właśnie tej gierki wyprodukowanej przez Polaków.
UsuńChcę, pragnę i potrzebuję! :) Praktycznie od momentu, kiedy zobaczyłam ją w zapowiedziach, "Dying Light" znajduje się na liście książek, które muszę zdobyć. Ten nieumarły zombiaczy magnetyzm ;)
OdpowiedzUsuń