Ilustratorkę książek dla dzieci, Claire Cooper, dręczą niepokojące wizje
dziewczynki porywanej przez mordercę. Kobieta jest przekonana, że halucynacje dotyczą
teraźniejszości, ale kiedy zostaje znalezione ciało dziewczynki w zalanym przed
laty miasteczku Claire nabiera pewności, że przewidziała przyszłość. Nie jest
jednak w stanie rozszyfrować tożsamości następnej ofiary zabójcy. Orientuje
się, że halucynacje dotyczyły jej małej córeczki, kiedy jest już za późno.
Thriller psychologiczny Neila Jordana, twórcy między innymi „Towarzystwa
wilków” i „Byzantium”. Scenariusz reżyser napisał wspólnie z Brucem Robinsonem,
luźno inspirując się powieścią Bariego Wooda pt. „Doll’s Eyes”. W Stanach
Zjednoczonych film przyjęto bardzo chłodno – szczególnie druzgocące były opinie
krytyków, które notabene zachęciły mnie do seansu:) Produkcji Jordana zarzucano
chaotyczność i brak większej logiki, chociaż należy nadmienić, że niektórzy
recenzenci docenili audiowizualny kunszt, będący niejaką wizytówką „W moich
snach”.
Scenariusz skupia się na kobiecie, która nawiązuje mentalną więź z grasującym
w mieście mordercą dzieci. Jej mąż, pilot oraz policja nie dają wiary tym
zdolnościom, które nasilają się, kiedy jej córka pada ofiarą zbrodniarza. Taka problematyka
filmu dawała Neilowi Jordanowi możliwość pofolgowania swojemu zacięciu do eksperymentowania
z realizacją, którą skwapliwie wykorzystał. Prosta oś fabularna była dla niego
jedynie pretekstem do stworzenia zachwycającego widowiska audiowizualnego. Mroczny,
oniryczny klimat przy akompaniamencie zróżnicowanej, hipnotyzującej ścieżki
dźwiękowej niejednokrotnie ocierał się o stylistykę horroru, głównie przy
typowych dla filmów grozy akcentach fabularnych - samoistnie włączające się
radio, wprawiona w ruch huśtawka, przygryzanie warg, czerwone napisy na
ścianach i wreszcie nieprzesadzone, niepokojące efekty specjalne w finale z
widmowymi dłońmi na czele. Niektórzy krytycy porównywali „W moich snach” do „Koszmaru z ulicy Wiązów”, ale moim zdaniem właściwie film nie uderzał w ten ton. Sny
głównej bohaterki mają tendencję do urzeczywistniania się, jak w opowieściach o
Freddy’m Kruegerze, ale na tym podobieństwa się kończą. Realizacji „W moich
snach” właściwie nie jestem w stanie zestawić z jakimś innym znanym mi obrazem,
bo twórcy przedstawili tę historię w wielce nietuzinkowym stylu. Onirycznych
produkcji do tej pory powstało całkiem sporo, ale próżno w nich szukać
baśniowej symboliki i nieokiełznanego szaleństwa, rzucającego się w oczy w
niemalże każdej scenie niniejszego filmu. Za pomocą dynamicznego montażu Jordan
przeskakuje z jednej stylistyki w drugą, co sprawia wrażenie chaotyczności, ale
zaplanowanej. Zaczyna się, jak typowy thriller bazujący na intrydze kryminalnej,
który z czasem nabiera cech nadprzyrodzonego horroru i obrazu psychologicznego,
urozmaicanego odniesieniami do popularnych bajek. Dziewczynka wędrująca z
zabójcą po sadzie, którą w swoich snach widuje Claire symbolizuje Czerwonego
Kapturka schwytanego przez złego wilka. Z czasem rolę Czerwonego Kapturka
przejmie główna bohatera, na co wskazuje strój, w jakim występuje w swoich halucynacjach.
Scenarzyści odnieśli się również do problematyki Królewny Śnieżki, która
podobnie jak małoletnie ofiary mordercy zgubiła się w lesie. Analogię widać też
w zmianie stosunku Claire do jabłek – dlatego, że widuje je w otoczeniu zabójcy
czuje się zobligowana do zniszczenia wszystkich tych owoców w swoim zasięgu
wzroku.
Akcja nabiera tempa z chwilą umieszczenia głównej bohaterki w zakładzie
psychiatrycznym przez jej męża, znakomitego Aidana Quinna i jej psychiatrę, jak
zwykle demonicznego Stephena Rea, po zdemolowaniu przez nią domu, w akcie
niekontrolowanego wybuchu wściekłości. Dotąd przekonująca kreacja Annette
Bening w ośrodku zaczyna się troszkę rozjeżdżać – aktorka zbyt egzaltowanie
oddaje domniemaną psychozę, która w rzeczywistości jest odbiciem zawłaszczania
jej umysłu przez mordercę dzieci. Ale za to klimat znacznie gęstnieje, głównie
za sprawą obskurnego wystroju wnętrz i coraz śmielszych imaginacji Claire.
Dramatyzmu dodaje również fakt, że antagonista odkrywa sporadyczną obecność
kobiety w jego głowie, co sprowadza niebezpieczeństwo na nią i jej bliskich. Końcówkę
na miejscu Jordana bardziej bym dopracowała, bo wywoływała wrażenie pragnienia
jak najszybszego zakończenia filmu. Napięcie, tak konkretne we wcześniejszych
partiach filmu pod koniec zamiast wzrastać spada. Mentalną rozgrywkę pomiędzy
protagonistką i zabójcą oddano tak pośpiesznie, bez solidnego potęgowania
atmosfery i tendencyjnie, że zamiast wymusić na mnie wzmożone dopingowanie Claire
Jordan prawie mnie uśpił. UWAGA SPOILER
Poziom finalnych sekwencji dodatkowo obniża tożsamość sprawcy, bo choć jest
całkiem interesującym przykładem filmowego zbrodniarza o wiele lepiej wypadłby,
jako pojawiający się wcześniej bohater scenariusza. Wówczas widz mógłby
zgadywać, kto jest winnym zbrodni zamiast zadowalać się swoistym deus ex machina. Ja optowałam za
policjantem, próbującym na początku powstrzymać Claire przed popełnieniem
samobójstwa, ale niestety dostałam niepojawiającą się aż do końcowych partii
filmu nową postać, przynajmniej idealnie oddaną na ekranie przez Roberta Downey
Jr. KONIEC SPOILERA.
Zarzuty krytyków pod adresem niespójności fabularnej są całkowicie
uzasadnione, bowiem scenarzyści dosyć pobieżnie podeszli do niektórych wątków
(na przykład zalanego miasteczka i symboliki koloru czerwonego), ale myślę, że
zrobili to świadomie. Film „W moich snach” miał być przede wszystkim widowiskiem
audiowizualnym, w którym w mistrzowski sposób przenikają się światy jawy i snu,
dodatkowo potęgowane paranoiczną aurą zatracania jestestwa. Produkcja ma przemawiać
do widzów głównie obrazem i dźwiękiem, a nie skomplikowaną, pełną zwrotów akcji
problematyką. Oczywiście, intrygę również można było z powodzeniem dopracować,
co na pewno nie zaszkodziłoby tej pozycji, ale w takim kształcie, w jakim się
ostała również ma szansę zadowolić wielbicieli thrillerów psychologicznych.
Uwielbiam ten film! Byłam dość mała jak widziałam go pierwszy raz, wiec wydawał mi się bardzo straszny. Ostatnio jak go ogladalam, juz się nie balam, ale nadal jest super. A RDJ był niesamowity w tym filmie.
OdpowiedzUsuń