sobota, 4 kwietnia 2015

„W moich snach” (1999)


Ilustratorkę książek dla dzieci, Claire Cooper, dręczą niepokojące wizje dziewczynki porywanej przez mordercę. Kobieta jest przekonana, że halucynacje dotyczą teraźniejszości, ale kiedy zostaje znalezione ciało dziewczynki w zalanym przed laty miasteczku Claire nabiera pewności, że przewidziała przyszłość. Nie jest jednak w stanie rozszyfrować tożsamości następnej ofiary zabójcy. Orientuje się, że halucynacje dotyczyły jej małej córeczki, kiedy jest już za późno.

Thriller psychologiczny Neila Jordana, twórcy między innymi „Towarzystwa wilków” i „Byzantium”. Scenariusz reżyser napisał wspólnie z Brucem Robinsonem, luźno inspirując się powieścią Bariego Wooda pt. „Doll’s Eyes”. W Stanach Zjednoczonych film przyjęto bardzo chłodno – szczególnie druzgocące były opinie krytyków, które notabene zachęciły mnie do seansu:) Produkcji Jordana zarzucano chaotyczność i brak większej logiki, chociaż należy nadmienić, że niektórzy recenzenci docenili audiowizualny kunszt, będący niejaką wizytówką „W moich snach”.

Scenariusz skupia się na kobiecie, która nawiązuje mentalną więź z grasującym w mieście mordercą dzieci. Jej mąż, pilot oraz policja nie dają wiary tym zdolnościom, które nasilają się, kiedy jej córka pada ofiarą zbrodniarza. Taka problematyka filmu dawała Neilowi Jordanowi możliwość pofolgowania swojemu zacięciu do eksperymentowania z realizacją, którą skwapliwie wykorzystał. Prosta oś fabularna była dla niego jedynie pretekstem do stworzenia zachwycającego widowiska audiowizualnego. Mroczny, oniryczny klimat przy akompaniamencie zróżnicowanej, hipnotyzującej ścieżki dźwiękowej niejednokrotnie ocierał się o stylistykę horroru, głównie przy typowych dla filmów grozy akcentach fabularnych - samoistnie włączające się radio, wprawiona w ruch huśtawka, przygryzanie warg, czerwone napisy na ścianach i wreszcie nieprzesadzone, niepokojące efekty specjalne w finale z widmowymi dłońmi na czele. Niektórzy krytycy porównywali „W moich snach” do „Koszmaru z ulicy Wiązów”, ale moim zdaniem właściwie film nie uderzał w ten ton. Sny głównej bohaterki mają tendencję do urzeczywistniania się, jak w opowieściach o Freddy’m Kruegerze, ale na tym podobieństwa się kończą. Realizacji „W moich snach” właściwie nie jestem w stanie zestawić z jakimś innym znanym mi obrazem, bo twórcy przedstawili tę historię w wielce nietuzinkowym stylu. Onirycznych produkcji do tej pory powstało całkiem sporo, ale próżno w nich szukać baśniowej symboliki i nieokiełznanego szaleństwa, rzucającego się w oczy w niemalże każdej scenie niniejszego filmu. Za pomocą dynamicznego montażu Jordan przeskakuje z jednej stylistyki w drugą, co sprawia wrażenie chaotyczności, ale zaplanowanej. Zaczyna się, jak typowy thriller bazujący na intrydze kryminalnej, który z czasem nabiera cech nadprzyrodzonego horroru i obrazu psychologicznego, urozmaicanego odniesieniami do popularnych bajek. Dziewczynka wędrująca z zabójcą po sadzie, którą w swoich snach widuje Claire symbolizuje Czerwonego Kapturka schwytanego przez złego wilka. Z czasem rolę Czerwonego Kapturka przejmie główna bohatera, na co wskazuje strój, w jakim występuje w swoich halucynacjach. Scenarzyści odnieśli się również do problematyki Królewny Śnieżki, która podobnie jak małoletnie ofiary mordercy zgubiła się w lesie. Analogię widać też w zmianie stosunku Claire do jabłek – dlatego, że widuje je w otoczeniu zabójcy czuje się zobligowana do zniszczenia wszystkich tych owoców w swoim zasięgu wzroku.

Akcja nabiera tempa z chwilą umieszczenia głównej bohaterki w zakładzie psychiatrycznym przez jej męża, znakomitego Aidana Quinna i jej psychiatrę, jak zwykle demonicznego Stephena Rea, po zdemolowaniu przez nią domu, w akcie niekontrolowanego wybuchu wściekłości. Dotąd przekonująca kreacja Annette Bening w ośrodku zaczyna się troszkę rozjeżdżać – aktorka zbyt egzaltowanie oddaje domniemaną psychozę, która w rzeczywistości jest odbiciem zawłaszczania jej umysłu przez mordercę dzieci. Ale za to klimat znacznie gęstnieje, głównie za sprawą obskurnego wystroju wnętrz i coraz śmielszych imaginacji Claire. Dramatyzmu dodaje również fakt, że antagonista odkrywa sporadyczną obecność kobiety w jego głowie, co sprowadza niebezpieczeństwo na nią i jej bliskich. Końcówkę na miejscu Jordana bardziej bym dopracowała, bo wywoływała wrażenie pragnienia jak najszybszego zakończenia filmu. Napięcie, tak konkretne we wcześniejszych partiach filmu pod koniec zamiast wzrastać spada. Mentalną rozgrywkę pomiędzy protagonistką i zabójcą oddano tak pośpiesznie, bez solidnego potęgowania atmosfery i tendencyjnie, że zamiast wymusić na mnie wzmożone dopingowanie Claire Jordan prawie mnie uśpił. UWAGA SPOILER Poziom finalnych sekwencji dodatkowo obniża tożsamość sprawcy, bo choć jest całkiem interesującym przykładem filmowego zbrodniarza o wiele lepiej wypadłby, jako pojawiający się wcześniej bohater scenariusza. Wówczas widz mógłby zgadywać, kto jest winnym zbrodni zamiast zadowalać się swoistym deus ex machina. Ja optowałam za policjantem, próbującym na początku powstrzymać Claire przed popełnieniem samobójstwa, ale niestety dostałam niepojawiającą się aż do końcowych partii filmu nową postać, przynajmniej idealnie oddaną na ekranie przez Roberta Downey Jr. KONIEC SPOILERA.

Zarzuty krytyków pod adresem niespójności fabularnej są całkowicie uzasadnione, bowiem scenarzyści dosyć pobieżnie podeszli do niektórych wątków (na przykład zalanego miasteczka i symboliki koloru czerwonego), ale myślę, że zrobili to świadomie. Film „W moich snach” miał być przede wszystkim widowiskiem audiowizualnym, w którym w mistrzowski sposób przenikają się światy jawy i snu, dodatkowo potęgowane paranoiczną aurą zatracania jestestwa. Produkcja ma przemawiać do widzów głównie obrazem i dźwiękiem, a nie skomplikowaną, pełną zwrotów akcji problematyką. Oczywiście, intrygę również można było z powodzeniem dopracować, co na pewno nie zaszkodziłoby tej pozycji, ale w takim kształcie, w jakim się ostała również ma szansę zadowolić wielbicieli thrillerów psychologicznych.

1 komentarz:

  1. Uwielbiam ten film! Byłam dość mała jak widziałam go pierwszy raz, wiec wydawał mi się bardzo straszny. Ostatnio jak go ogladalam, juz się nie balam, ale nadal jest super. A RDJ był niesamowity w tym filmie.

    OdpowiedzUsuń