czwartek, 30 kwietnia 2015

„W głębi lasu” (2008)


Pracownicy firmy zajmującej się programowaniem gier komputerowych organizują sobie zawody paintballowe w kalifornijskich lasach, na terenie parku narodowego. Gracze dzielą się na dwa rywalizujące ze sobą zespoły, Alpha i Bravo – ich celem jest dotarcie do wcześniej wybranych punktów i unikanie ostrzału kolegów. Zaraz po rozpoczęciu rozgrywki zespół Bravo gubi się w lesie, a niedługo potem zostaje porwany przez tubylców. Zaalarmowana przez krótkofalówkę ekipa Alpha próbuje uciec napastnikom i zawiadomić straż leśną.

Telewizyjny obraz Marty’ego Weissa, który debiutował w 2005 roku miernym horrorem zatytułowanym „Wampiry: Przemiana”. „W głębi lasu” oficjalnie sklasyfikowano, jako hybrydę thrillera, horroru oraz filmu akcji i w mojej ocenie, przynajmniej w przypadku dwóch pierwszych gatunków, wybór był trafny. Scenariusz Anthony’ego Jaswinskiego zauważalnie zestawia ze sobą konwencję survivali i slasherów z elementami zazwyczaj wchodzącymi w skład świata przedstawionego filmowych dreszczowców. Czyni to na tyle zgrabnie, aby zainteresować wielbicieli prawie bezkrwawych rąbanek, ale przede wszystkim tych, którzy potrafią zaakceptować niski budżet i brak większego doświadczenia twórców. Pomimo, że „W głębi lasu” w żadnym wypadku nie można zaliczyć do kina głównego nurtu Weissowi udało się zgromadzić na planie kilka znanych twarzy. Haylie Duff, za którą nie przepadam, obiektywnie rzecz biorąc w rolę Lee wcieliła się całkiem przekonująco. Jednakże zdecydowanie lepiej zaprezentował się Ryan Merriman znany fanom kina grozy między innymi z amerykańskiej wersji „Ring 2”, „Oszukać przeznaczenie 3” oraz „Halloween: Powrót”. Ciekawą postać wykreował również Danny Nucci . Pozostali protagoniści stanowili już typowe „mięso armatnie”.

Nawet widzowie obcujący z kinem grozy „od święta”, ograniczający się do głośnych kinowych produkcji zauważą w scenariuszu Jaswinskiego powtarzalność pewnych znanych motywów. Na początku filmu, zmierzający do lasu protagoniści, trafiają do obskurnej stacji benzynowej. Żeby daleko nie szukać można dopatrzeć się w tym wątku analogii do takich znanych horrorów, jak remake’i „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” i „Wzgórz mających oczy” . Co więcej, do między innymi tego drugiego obrazu odnosi się postać jej właściciela, podejrzanego typa, który kieruje naszych bohaterów do miejsca „zamkniętego” dla przygodnych turystów. Zapewne chcący uniknąć nadmiernej powtarzalności Jaswinski wprowadził do fabuły wątek zawodów paintballowych, które były bezpośrednią przyczyną przyjazdu protagonistów w to odcięte od cywilizacji miejsce. Jednakże widzom niedane będzie długo towarzyszyć im podczas tej zabawy, bowiem zaraz po rozpoczęciu rozgrywki czworo z nich gubi się w lesie. Kiedy docierają do opuszczonego domostwa, usytuowanego pośrodku głuszy nie sposób oprzeć się skojarzeniom z „Drogą bez powrotu”. Różnica jest tylko taka, że zamiast na zdeformowanych kanibali niedługo potem natrafiają na kierujących się osobliwymi zwyczajami tubylców. Religijna, hierarchiczna społeczność od dawna porywa turystów, szczególnie kobiety, które pełnią rolę naczynia. Po zapłodnieniu przez rosłego, odrobinę zdeformowanego syna przywódczyni sekty pod czujnym okiem reszty społeczności mają oczekiwać porodu. Wątek z religijną, żyjącą z dala od cywilizacji grupką degeneratów nasunął mi na myśl „Ofiarę spełnioną” (2007) – jednakże motywy ich postępowania znacząco się od siebie różniły. Gdy zespół Bravo wbrew swojej woli „korzysta z gościnności” tubylców, również czteroosobowa grupa Alpha próbuje wydostać się z lasu. Po zgonie jednego z nich i zawiadamianiu straży, bez cienia podejrzliwości wsiadają do samochodu umundurowanego mężczyzny, co znowuż nasuwa skojarzania z remake’iem „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”. Później, jak można się tego spodziewać, zaczyna się typowa rąbanka. 

Druga, bardziej zdynamizowana połowa seansu, co prawda nie potrafi wykrzesać z siebie więcej napięcia, o pożądanym w survivalach klimacie wyalienowania już nie wspominając, ale posiada kilka innych, w miarę interesujących smaczków. Szczególnie koncentrują się one na odrażającym procederze przymusowego zapładniania, celem powiększenia tutejszej społeczności oraz teoriach spiskowych. Otóż, antagoniści są przekonani, że paintballiści to agenci FBI, którzy pragną zagarnąć te ziemie. To wcale nie powstrzymuje ich przed mordowaniem – wręcz przeciwnie dodatkowo motywuje ich do zbrodni. Rozgrywka pomiędzy tubylcami i turystami jest już niestety pozbawiona większego rozlewu krwi. Na niski stopień brutalności (wyłączając nieźle prezentujące się przebicie chłopaka kołkami) można jeszcze przymknąć oko, ale brak logiki w zachowaniu ofiar już mocno razi. Chyba, że jak zawsze w tego typu filmach wytłumaczymy sobie te potknięcia paniką, sterującą poczynaniami protagonistów. Dla przykładu Adam (Ryan Merriman) zamiast przejąć broń od umierającego kolegi, zgodnie z jego życzeniem wciska mu ją w dłoń i podejmuje ucieczkę bez uzbrojenia. Po oddaniu strzału ze znalezionego łuku w głowę „myśliwego” Adam odrzuca cenne znalezisko. I wreszcie ukrywający się za drzewami programiści dobrowolnie oddają się w ręce oprawców, aby ocalić życie przetrzymywanych przez nich kolegów (chociaż wcześniej antagoniści wyraźnie zaznaczyli, że i tak wszyscy zginą). Dla widzów nastawionych na niewymagającą myślenia rozrywkę, jaką „W głębi lasu” z pewnością jest, owe wpadki logistyczne nie będą miały większego znaczenia, ale uważnych widzów mogą odrobinę zirytować. Jeśli tak jak wspomniałam wcześniej nie wytłumaczą ich sobie stresogenną sytuacją, w jakiej znaleźli się bohaterowie filmu. Na koniec warto odnotować, że Weiss akcję osadził w zapierającej dech w piersi scenerii, jednocześnie dbając o silnie skontrastowane, zachwycające zdjęcia bezkresnego lasu, skąpanego w gorących promieniach słonecznych. To oczywiście niszczy klimat grozy, który zapewne byłby bardziej zagęszczony, gdyby twórcy skupili się na nocnych pościgach, ale można przynajmniej nacieszyć wzrok malowniczymi krajobrazami. 

W produkcji Marty’ego Weissa sporo elementów, aż prosiło się o większe dopracowanie: od zachowania protagonistów, przez sceny eliminacji poszczególnych postaci, po klimat osaczenia i wyobcowania. Gdyby położyć większy nacisk na podreperowanie tych akcentów „W głębi lasu” mógłby dorównać takim, bliźniaczym produkcjom, jak „Wzgórza mają oczy”, czy „Droga bez powrotu”, bo nawet dysponując niewielkimi nakładami pieniężnymi można nakręcić dobrą rąbankę. Potrzeba tylko większego wyczucia gatunku, którego Weiss z pewnością nie ma. I pewnie dlatego zaserwował widzom, co prawda nienużącą, ale też niewyróżniającą się niczym szczególną typową średniawkę, którą fani takich konwencji mogą oczywiście spokojnie obejrzeć, ale bez większych oczekiwań, poza pragnieniem wypełnienia wolnego czasu czymś niewymagającym myślenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz