Zespół amerykańskich archeologów odkrywa piramidę o trzech bokach, zakopaną
na pustyni egipskiej. Kiedy udaje się ją odkopać i otworzyć z wewnątrz ulatnia
się toksyczny gaz. Nie chcąc ryzykować szef zespołu, Holden i jego córka Nora,
decydują się na eksplorację piramidy z wykorzystaniem robota z zainstalowaną kamerą.
Jednak zaraz po wpuszczeniu go do środka coś tkwiącego wewnątrz piramidy
przypuszcza atak i archeolodzy tracą łączność ze sprzętem. Pragnąc go odzyskać
przywdziewają maski przeciwgazowe i wraz z ekipą filmową wchodzą do środka.
Wewnątrz szybko uświadamiają sobie, że znaleźli się w pułapce, w której czyha
wiele niebezpieczeństw.
Można by się spodziewać, że ktoś, kto wspólnie z Alexandre Aja napisał scenariusze
między innymi takich horrorów, jak „Blady strach”, „Lustra”, „Wzgórza mają oczy”(2006) i „Maniac” (2012), dobrze poznał reguły rządzące gatunkiem i potrafi należycie
oddać je na ekranie. Ale choć Gregory’emu Levasseurowi bez wątpienia wychodzi
rozpisywanie fabuł horrorów to patrząc na jego debiut reżyserski (którego
współproducentem był sam Alexandre Aja) można domniemywać, że nie zrobi
wielkiej kariery w tym kierunku. Może gdyby „Piramidy” nie wtłoczono w kino
głównego nurtu tylko przeznaczono na rynek DVD Levasseur nie zebrałby aż tylu niepochlebnych
opinii krytyków ochoczo wypunktowujących wszystkie wady jego produkcji. Wielu z
nich nadmieniło, że „Piramida” to jeden z najgorszych horrorów 2014 roku, z
czym nie mogę się nie zgodzić.
Nie przypominam sobie, żebym oglądała horror, którego akcję osadzono
wewnątrz egipskiej piramidy. Jeśli takowe istnieją to musi być ich niewiele, co
zaskakuje, biorąc pod uwagę fakt, że owa budowla często pełniła rolę grobowca,
czyli jest to jak najbardziej wdzięczny temat dla twórców kina grozy.
Scenariusz Daniela Meersanda i Nicka Simona skupił się na starożytnej
piramidzie o podstawie trójkąta, na której ciąży przekleństwo. Protagoniści,
składający się z archeologów i ekipy filmowej będą mieli okazję poznać jej moc
na własnej skórze. A wszystko przez obsesyjne pragnienie zgłębienia historii i
strach przed NASA, od której pożyczyli robota i stracili z nim łączność. To
drugie umotywowanie ich lekkomyślnego zachowania, czyli wejścia do piramidy, z której
jak wszystko na to wskazuje ulatnia się śmiercionośny gaz, całkowicie mnie
przekonało. Ja też wolałabym się zagazować niż narazić Narodowej Agencji
Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej;) Archeolodzy i towarzysząca im ekipa
filmowa są na tyle przewidujący, żeby przed przekroczeniem progu piramidy
przywdziać maski przeciwgazowe, ale niedługo po wejściu do środka zdejmują je,
bo jak sami twierdzą ciężko się w nich oddycha… W taki oto sposób wystawiają
się na działanie toksycznego gazu, ale w obliczu innych niebezpieczeństw nie
zwracają na to większej uwagi. W końcu przede wszystkim muszą odnaleźć wyjście
z budowli, której korytarze nieustannie zmieniają swoje położenie. Stylistyka verite, oprócz pozyskania uwagi rzeszy
jej fanów, w mniemaniu twórców zapewne miała przyczynić się do zagęszczenia
klaustrofobicznego klimatu, ale zamiast pomagać tylko szkodziła. Levasseur nie
zdecydował się na „kręcenie z ręki” z powodu niedostatków finansowych, bo
dysponował dosyć przyzwoitym budżetem (6,5 miliona dolarów), którego część
można było przeznaczyć na opłacenie dobrych operatorów. Tym bardziej, że kilka
ujęć sfilmowano „kamerą trzecioosobową”, tak jakby twórcy doskonale zdawali
sobie sprawę z tego, że jest to nieodzowne dla właściwego oddania problematyki „Piramidy”.
Takie sporadyczne uciekanie w tradycyjną narrację oczywiście podkopało realizm
sytuacyjny (jeśli takowy w ogóle był), przypominało widzom, że nie mają do
czynienia z dokumentem – rzecz jasna tylko tym, którzy przez czas trwania tego
rodzaju horrorów potrafią w taki sposób je odbierać. Właściwie nie jestem w
stanie jednoznacznie orzec, co przyczyniło się do zaprzepaszczenia klimatu
grozy. Oszczędne oświetlenie, ciasne korytarze i sporo ujęć dosłownego przeciskania
się przez wąskie szczeliny powinny zagwarantować uczucie duszności, ale z
jakiegoś powodu tak się nie stało. Być może zawiniły szczątkowo oddane
osobowości protagonistów, które uniemożliwiły mi postawienie się w ich
sytuacji. Aktorzy wcielający się w ich role zrobili wszystko, żeby
realistycznie oddać swoje postacie na ekranie, szczególnie Ashley Hinshaw i
Denis O’Hare, ale nie od dziś wiadomo, że nawet najlepszy warsztat obsady nie przykryje „papierowych”
charakterystyk bohaterów.
Kiedy już nasi spanikowani protagoniści utkną we wnętrzu starożytnej
trójbocznej piramidy scenarzyści pokrótce przybliżą nam wierzenia dawnych Egipcjan.
Za mitologią egipską wprost przepadam (chociaż za grecką bardziej), dlatego
ogromnie ucieszyły mnie sporadyczne wywody Holdena i Nory na ten temat. Szkoda
tylko, że ograniczono je do ogólników, a w pewnym momencie wręcz wyparto
żałosnymi efektami komputerowymi. Na początku, kiedy kamera któregoś z
uczestników wyprawy do wnętrza piramidy wyłapywała przemykające cienie i z
oddali filmowała dziwne kreatury zamieszkujące grobowiec obawiałam się inspiracji
„Jaskinią” Bruce’a Hunta, ale z biegiem trwania akcji uznałam, że chyba lepiej
zaprezentowałoby się bezkrytyczne kopiowanie – innowacyjność czasem jest przysłowiowym
gwoździem do trumny i ta produkcja jest tego idealnym przykładem. Charakter
maszkar, zamieszkujących piramidę jest tak przekombinowany, że musi być
oryginalny, bo w końcu żaden zdrowo myślący scenarzysta nie porwałby się na
takie bzdury. I żaden uzdolniony spec od efektów komputerowych nie
wygenerowałby ich aż tak sztucznie. Weźmy na przykład scenę nabicia się kobiety
na kołki i pożeranie jej przez stworki (nie zdradzę ich prawdziwej natury, żeby
nie spoilerować), kiedy to po ekranie bryzga pikselowa krew, a rany sprawiają
wrażenie namalowanych. Później, kiedy na pierwszy plan wysuwa się „gwiazda wieczoru”,
główne zagrożenie czyhające w grobowcu jest jeszcze gorzej. Gdyby nie przejaskrawiona
ingerencja komputera pewnie przyklasnęłaby takiemu udziwnieniu mitologii
egipskiej, ale jak patrzyłam na rosłego antagonistę jedyne, na czym się
skupiałam to zbieranie się w sobie, aby nie przerwać seansu. Już dawno, nawet w
telewizyjnych, pełnych CGI animal
attackach nie widziałam tak sztucznego tworu.
Gdyby Gregory Levasseur wyciął wszystkie sceny stricte horrorowe (mała
strata, bo żadna nie odniosła pożądanego skutku), ze szczególnym wskazaniem na
wygenerowane komputerowo kreatury, rozbudował odniesienia do mitologii
egipskiej i ostatecznie zrobiłby z tego zwykłą przygodówkę to pewnie
obejrzałabym „Piramidę” z prawdziwą przyjemnością. Horror niepotrafiący
wykrzesać klaustrofobicznej atmosfery z wiele obiecującej lokacji i
przeładowujący każde dynamiczne ujęcie rażąco sztucznymi CGI to nie moja bajka.
Ale nie wykluczam, że znajdą się osoby, których ta pozycja przekona.
Oglądałam jakieś dwa tygodnie temu. Moim zdaniem pomysł jest ok - w sensie piramida, bo jakoś nie znam zbyt wielu filmów z tym motywem - ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia, głównie właśnie te komputerowe cuda, które wyglądają przerażająco (ale nie że strasznie, a raczej przerażająco żałośnie).
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że trzeba by to bardziej dopracować, ale w sumie oglądąło mi się dobrze... nie jest to horror pierwszej klasy, wiele rzeczy leży, ale kocham Starożytny Egipt i to mnie urzekło :)
OdpowiedzUsuńMyślałam o całkiem innej produckji na samym początku, ale widze, że to całkiem inne klimaty. Oglądałaś kieds Silen Scream?
OdpowiedzUsuńJeśli mowa o tym filmie to widziałam.
Usuńhttp://www.imdb.com/title/tt0481610/
Polski tytuł: "Martwy krzyk". I nawet mi się podobał - jak to często z moim gustem bywa w przeciwieństwie do większości widzów;)
Niestety mam identyczne odczucia co do tego filmu. Potencjał był, ale jak zwykle, został zaprzepaszczony. Przyczyniło się do tego zbyt wiele czynników, bym mógł uznać "Piramidę" choćby za film średnich lotów. Brak logiki w zachowaniu protagonistów, pikselowate stwory no i niezdecydowanie się na wybór jednej techniki wyreżyserowania tego filmu ("kręcenie z ręki" dające dokumentalny wydźwięk produkcji, czy tradycyjne operowanie kamerą umożliwiające obiektywne ukazanie wydarzeń). Oczywiście nie mam nic do łączenia tych dwóch metod, ale tutaj niestety zostało to wykorzystanie w nieumiejętny sposób.
OdpowiedzUsuńChoć fascynują mnie takie filmy, to ich unikam. Mała objętość takich pomieszczeń budzi u mnie klaustrofobię, a efekt jest potem taki, że boję się w nocy do toalety nawet pójść z obawy, że coś spoza muszli wypełznie. Brrr!
OdpowiedzUsuń