Patrick pomaga księdzu Conway’owi w porządkowaniu dawnego szpitala psychiatrycznego
dla małoletnich, w którym stosowano kontrowersyjne metody leczenia. Jego
znajomy, w tajemnicy przed księdzem postanawia zorganizować w tym miejscu
imprezę, pomimo sprzeciwów Patricka. Nazajutrz, po hucznej zabawie w budynku
zostaje jedynie grupka przyjaciół Patricka i jego brat Rory. Otępieni używkami postanawiają
wypróbować sztuczkę z lewitacją. Jak się okazuje ta niewinna zabawa wpuszcza
demona, Devona, do wnętrza Rory’ego. Opętany chłopiec zaczyna polować na swoich
kolegów, odcinając im drogę ucieczki z budynku.
Remake „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”, reboot pt. „Piątek 13-go” i swego rodzaju uwspółcześniona wersja „Frankensteina" na podstawie prozy Deana Koontza – dotychczas były to wszystkie osiągnięcia Marcusa Nispela w kinematografii grozy. Kiedy już myślałam, że to twórca skazany na powielanie znanych pomysłów, niepotrafiący nakręcić niczego nowego, Nispel zaskakuje mnie swoim najnowszym horrorem, na podstawie scenariusza Kirsten Elms, która była między innymi współscenarzystką „Piły mechanicznej”, trzeciej uwspółcześnionej historii o kanibalistycznej rodzince z Teksasu. Tak więc reżyser, który w 2003 roku zapoczątkował uwspółcześnianie „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” połączył siły ze współautorką fabuły trzeciego i jak na razie ostatniego filmu nakręconego na fali remake’u Nispela. Najnowszy horror Marcusa Nispela jest znany pod trzema tytułami: „Exeter”, „Backmask” i „The Asylum”. Premierowy pokaz odbył się w 2015 roku w Wielkiej Brytanii na Festiwalu Filmowym w Glasgow.
Remake „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”, reboot pt. „Piątek 13-go” i swego rodzaju uwspółcześniona wersja „Frankensteina" na podstawie prozy Deana Koontza – dotychczas były to wszystkie osiągnięcia Marcusa Nispela w kinematografii grozy. Kiedy już myślałam, że to twórca skazany na powielanie znanych pomysłów, niepotrafiący nakręcić niczego nowego, Nispel zaskakuje mnie swoim najnowszym horrorem, na podstawie scenariusza Kirsten Elms, która była między innymi współscenarzystką „Piły mechanicznej”, trzeciej uwspółcześnionej historii o kanibalistycznej rodzince z Teksasu. Tak więc reżyser, który w 2003 roku zapoczątkował uwspółcześnianie „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” połączył siły ze współautorką fabuły trzeciego i jak na razie ostatniego filmu nakręconego na fali remake’u Nispela. Najnowszy horror Marcusa Nispela jest znany pod trzema tytułami: „Exeter”, „Backmask” i „The Asylum”. Premierowy pokaz odbył się w 2015 roku w Wielkiej Brytanii na Festiwalu Filmowym w Glasgow.
Chociaż byłam lekko zawiedziona nową wersją „Piątku 13-go” cały czas miałam
nadzieję, że Marcus Nispel nakręci jeszcze jakiś horror poziomem zbliżony do moim
zdaniem najlepszego XXI-wiecznego remake’u, jaki dane mi było dotychczas zobaczyć,
czyli do „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”. Cóż, „Exeter” z pewnością nie
może się równać z najważniejszym horrorowym dokonaniem Nispela, ale na tle
współczesnych amerykańskich straszaków i tak prezentuje się całkiem nieźle.
Kirsten Elms zauważalnie wyszła z założenia, że im więcej różnych konwencji
kina grozy zawrze w swoim scenariuszu tym lepiej. Tak, więc mamy typowy dla ghost stories motyw należącego do
Kościoła niegdysiejszego szpitala psychiatrycznego dla nieletnich, którego
personel stosował na swoich pacjentach okrutne metody leczenia
(elektrowstrząsy, terapię szokową). Niszczejąca sceneria owianego złą sławą
zakładu naprawdę robi spore wrażenie, przede wszystkim dzięki zdolnościom
Nispela do generowania odpowiedniego klimatu za pomocą światła, ścieżki
dźwiękowej i kolorystyki. Paleta barw jest doprawdy mocno zróżnicowana – od przyblakłych
odcieni rodem z „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”, przez gęste ciemności
spowijające niektóre pomieszczenia, po błękitnawe refleksy dominujące w pokojach
z oknami. W połączeniu z brudnymi wnętrzami, pełnymi akt byłych pacjentów
szpitala i wszelkiego rodzaju zakurzonych sprzętów eksperymentowanie z
kolorystyką wprowadza naprawdę mroczną aurę niezdefiniowanego zagrożenia. Muzyka
natomiast najważniejszą rolę pełni w licznych jump scenach – akcentowanie dosłownie każdego niespodziewanego pojawienia
się zagrożenia mocnym uderzeniem dźwiękowym może poderwać z fotela niejednego widza.
Drugim znanym motywem kina grozy, zawartym w scenariuszu jest opętanie przez
złośliwego demona, Devona, który za życia był pacjentem Exeter. Pierwszą jego
ofiarą pada najmłodszy w gronie protagonistów Rory. Znana zabawa w „lekki jak
piórko, sztywny jak deska” (pierwszy raz spotkałam się z nią podczas seansu „Szkoły
czarownic”) wpuszcza złośliwy byt do wnętrza chłopca, który zamienia się w
maszynę do zabijania. Zachodzące bielą oczy, popękana, blada twarz, wykrzywiona
w odrażającym grymasie robi naprawdę duże wrażenie, głównie dzięki minimalizmowi.
Charakteryzator nie przekombinował, ani w przypadku Rory’ego, ani pozostałych opętań,
które w paru ujęciach są o wiele bardziej dosadne (zakrwawione twarze), ale nie
aż tak, żeby popaść w groteskę.
Dwa znane w kinie grozy motywy twórcy podlali dosyć obfitą dawką gore. Takie krwawe podejście do tematyki
zawłaszczania dusz przez demona chwilami kojarzyło mi się z „Gallows Hill” i
oczywiście z „Martwym złem”. Spece od efektów byli równie zdeterminowani do
pokazania jak największej liczby sposobów eliminacji ofiar. Jako, że akcja „Exeter”
zawiązuje się bardzo szybko – twórcy nie tracą czasu na czcze gadanie i już po
krótkim wprowadzeniu przechodzą do rzeczy – nie sposób wymienić wszystkich
krwawych scen, które upakowano w owej produkcji. Mnie osobiście najbardziej
podobało się odłupanie kawałka twarzy opętanego. Podobnie, jak w kilku innych
krwawych sekwencjach posiłkowano się tutaj komputerem, przy ujęciu policzka
pozbawionego skóry, ale przymknęłam oczy na sztuczność tego konkretnego kadru,
kiedy zobaczyłam jakże przekonujący wizualnie ochłap twarzy leżący nieopodal
okaleczonej ofiary. Drugą taką pamiętną sceną jest rozpływanie się twarzy
opętanej dziewczyny. Gore jest
oczywiście dużo więcej, ale Nispel nie koncentruje się na najdrobniejszych
krwawych szczegółach, w szybkich fragmentach pokazując widzom, jakie odrażające
rzeczy można zrobić z człowiekiem. Dużo więcej uwagi poświęca problematyce
opętania, jawnie nawiązującej do „Egzorcysty”. Mamy krótkie ujęcie kultowego
pajęczego kroku i dobitne odniesienie do tego arcydzieła filmowego horroru,
wtłoczone w usta jednego z bohaterów („Nie jesteś ojcem Merrinem”). Ponadto
Nispel przypomina widzom kultową scenę z „Martwicy mózgu”, kiedy Patrick jako
narzędzie mordu wykorzystuje kosiarkę oraz „Martwe zło”. Nawiązanie do tego
ostatniego jest już mniej oczywiste. Dotyczy nagrania na YouTube, który edukuje
naszych bohaterów w temacie egzorcyzmów. Autor radzi im skorzystać z pomocy
księdza, bo w przeciwnym wypadku mogą narazić się na niebezpieczeństwo, ale
młodzi z oczywistych powodów są zdani tylko na siebie. Co prawda nagranie nie
przywołuje demonów, jak w „Martwym złu”, ale i tak delikatnie nasuwa na myśl tę
produkcję.
Nie wiem dlaczego, ale scenarzystka postanowiła mocno przerysować postacie
protagonistów. Uwypuklić ich nielogiczne zachowanie (po opętaniu Rory’ego
dzwonią po księdza zamiast po karetkę, po pierwszych zgonach postanawiają
poporcjować ciała i się ich pozbyć zamiast wezwać służby porządkowe i spróbować
wyjaśnić tę całą niezwykłą sytuację i wreszcie nawet nie próbują wybić szyb w oknach, w
których nie ma krat), wtłoczyć w ich usta dowcipne dialogi i podkreślić
komiczny wydźwięk niektórych sytuacji (na przykład zatwardziały ateista po
ujrzeniu opętanego na chwilę zamienia się w gorliwego, ściskającego krucyfiks katolika).
Nie wiem, czy zamysłem scenarzystki było rozpisanie lekko pastiszowej fabuły,
którą należy traktować z przymrużeniem oka (wskazywałyby na to również liczne
odniesienia do innych horrorów), ale myślę, że „Exeter” wypadłby lepiej bez
tych komediowych wstawek. W końcu profesjonalna, dynamiczna realizacja, klimat
i sceneria warunkowały powstanie pełnokrwistego, poważnego straszaka. Dowcip
naprawdę w tym konkretnym obrazie był zbędny.
W ogólnym rozrachunku byłam zadowolona z seansu „Exeter”. Oczywiście
zmodyfikowałabym postacie protagonistów, zminimalizowała akcenty komediowe i
zrezygnowałaby z kilku absurdalnych sytuacji, ale poza tym nie zauważyłam jakichś
poważniejszych uchybień. Fabuła, co prawda do odkrywczych nie należy, ale
Marcusowi Nispelowi udało się przekuć znane motywy w coś interesującego –
dynamicznego, krwawego i chwilami nastrojowego. Mnie to wystarczy, choć zdaję
sobie sprawę, że taki miszmasz nie każdemu przypadnie do gustu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz