Brett Ethos kształci się w seminarium duchownym, pragnąc sprostać marzeniom
zmarłej matki. Kiedy dziedziczy po krewnych domek w lesie wraz z czwórką
znajomych postanawia spędzić w nim weekend. Po drodze młodzi potrącają psa,
który chwilę później znika i spotykają strażnika, który obiecuje sprowadzić
kogoś, kto odholuje ich popsuty samochód. Niecierpliwi turyści ruszają jednak
do domku Bretta pieszo. Wkrótce odkrywają, że coś śmiertelnie niebezpiecznego
grasuje w tych lasach.
Pierwszy horror w reżyserskiej karierze Matta Thompsona, który udowadnia,
że to samowystarczalny artysta. Twórca nakręcił „Krwawe dziedzictwo” na
podstawie własnego scenariusza, wykreował postać głównego bohatera oraz był
współproducentem filmu. Takie „łapanie się wszystkiego” zdaje egzamin w wykonaniu
bardziej doświadczonych artystów, ale Thompson dopiero rozpoczyna swoją
reżyserską przygodę i zauważalnie potrzebuje wsparcia od bardziej wytrawnych
twórców, aby się rozwinąć.
Horrory propagujące motyw grupki przyjaciół, która gdzieś tam wyjeżdża
zazwyczaj celują w gusta mniej wymagających odbiorców, poszukujących czegoś
lżejszego na urozmaicenie wieczoru. Ich scenariusze rzadko pretendują do czegoś
głębszego, na ogół nie eksperymentują z formą przekazu i nie starają się
niczego komplikować. Tak też jest i w „Krwawym dziedzictwie”. Pierwsza połowa
filmu koncentruje się na piątce młodych ludzi, która przyjeżdża do domku w
lesie jednego z nich. Z całej tej ferajny tylko główny bohater, Brett Ethos,
wyróżnia się czymś oryginalnym na tle protagonistów innych tego typu filmów.
Otóż, chłopak odbiera nauki w seminarium, po weekendzie ma przejść święcenia i
zostać księdzem, ale ma wątpliwości, czy obrał właściwą drogę życiową. Na jego
niezdecydowanie wpływa fakt, że od lat podkochuje się w Katie, która również wybrała
się na wycieczkę do jego chatki oraz nie jest przekonany, czy w ogóle wierzy w
istnienie Boga. Jego wiarę zachwiała tragiczna śmierć rodziców, w drodze do
rzeczonego domku w lesie. Brettowi Thompson poświęcił zdecydowanie najwięcej
uwagi (aczkolwiek nie przyłożył się należycie do wykreowania jego postaci), ale
podczas tej pierwszej statecznej połowy filmu podrzucił również jakieś strzępy
informacji o jego przyjaciołach. Wyłania się z nich obraz kilku
konwencjonalnych osobowości – bogaty macho i jego posłuszna dziewczyna o blond
włosach (jakżeby inaczej), racjonalna sympatia głównego bohatera, będąca
idealnym materiałem na final girl i
wreszcie prowadzący długie rozmowy z samym sobą żartowniś, najlepiej czujący się
w swoim własnym towarzystwie. Tego typu filmy najczęściej przykuwają moją uwagę
monotonnymi wprowadzeniami w akcję. Brak innowacyjności w najmniejszym stopniu
mi nie przeszkadza, znajduję nawet upodobanie w szukaniu oczywistych nawiązań
do innych horrorów, dlatego też bez irytacji przyjęłam podobieństwo kilku
motywów do „Śmiertelnej gorączki” (nawet znalazło się miejsce na wypoczynek nad
jeziorem). Natomiast w drodze do chatki protagoniści spotykają podejrzanie
zachowującego się strażnika leśnego, co zaznajomionym z kinem grozy odbiorcom
zapewne miało zasygnalizować powtórkę z remake’u „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”,
ewentualnie z „W głębi lasu”. Thompson zauważalnie świadomie zmiksował kilka
ogranych motywów, tak jakby miał podobny pogląd na kino grozy do mojego – po co
silić się na oryginalność, jak eksploatowanie schematu również ma swój urok?
Scenarzysta długo utrzymuje widzów w niepewności, co do właściwej
problematyki filmu. Z prologu wiemy jedynie, że dotyczy to waśni Indian z Amerykanami,
i że na ród Ethosów rzucono jakąś klątwę. Chwali się, że Thompson musnął ten
problem Zachodu, ale w zalewie akcji w dalszej partii filmu zapomniał należycie
go rozwinąć. Fabułę dynamizuje scena zniknięcia dwójki turystów, która rozbiła obóz
na brzegu jeziora, w pobliżu domku Bretta. Młodzi rano zastają jedynie
zakrwawiony namiot, żadnych ciał, a chwilę potem stają oko w oko z prawdziwym
koszmarem. Owo zagrożenie, dzięki minimalistycznej charakteryzacji prezentuje
się całkiem znośnie (choć nie odstręczająco, czy niepokojąco), ale późniejszym
scenom mordów zdecydowanie brakuje polotu. Mało widowiskowe, często
rozgrywające się poza wzrokiem widzów eliminacje protagonistów przeplatają się
z sekwencjami chaotycznej bieganiny po lesie i to w dodatku podanej bez
poszanowania napięcia, czy klimatu grozy i wyalienowania. Przyzwoicie
potęgowana aura tajemnicy (co do zagrożenia i klątwy rzuconej na Ethosów)
podczas pierwszej partii filmu przekształca się w typową rąbankę, a rozwiązanie
całej intrygi nie zaskakuje niczym szczególnym. Ot, fabułka jakich wiele, która
może i by nie rozczarowywała, gdyby twórcy pokusili się o wygenerowanie
duszącego klimatu i zaakcentowanie survivalowych
aspektów scenariusza.
Średniak? Dla mnie tak. Pierwsza, stateczna połowa filmu, całkiem udana,
jeśli oczywiście znajduje się upodobanie w oglądaniu maksymalnie
konwencjonalnych, niewymagających myślenia horrorów spod znaku „grupa przyjaciół
wyjeżdża”. Ale druga niestety udowadnia, że Thompson nie wyczuł jeszcze reguł
rządzących gatunkiem, nie potrafi należycie, z poszanowaniem klimatu oddać ich
na ekranie, chociaż jeśli jeszcze troszkę popracuje może zaskoczyć nas jakąś
zapadającą w pamięć rąbanką. Na razie się wprawia i to niestety widać w „Krwawym
dziedzictwie”.
No to się zawiodłam. Niestety mam już dość horrorowych średniaków.
OdpowiedzUsuńOglądałaś film pt. "Zejście"? Jesli nie to polecam, a jeśli tak to dawaj mi tu szybko link do recenzji.
Oo ! Widzę, ze KIng ma na Twoim blogu osobną etykiete :>
Widziałam.
UsuńLink: http://horror-buffy1977.blogspot.com/2012/12/zejscie-2005.html
A "Coś za mną chodzi" widziałaś? Jak tak to proszę o link.
UsuńHehe, nawet jeszcze nie widziałam, a co dopiero o recenzji mówić;) Jutro postaram się wrzucić coś o tym filmie.
UsuńWczoraj pisałem recenzję, ale nie skończyłem. Film jest mniej więcej na takim poziomie jak Ani drgnij. Troszkę powyżej średniej dla podobnych mu niezależnych produkcji. Mimo, że ten poprzedni był bardziej oryginalny, to na tym bawiłem się lepiej. Takie 6/10.
OdpowiedzUsuńW sumie masz rację. Inna tematyka, ale zbliżona a la telewizyjna realizacja. Porównując te dwa filmy nie jestem w stanie wyróżnić jednego - oba to dla mnie czyste przeciętniaki na jeden raz.
UsuńDokończ reckę! Z chęcią przeczytam.