czwartek, 28 maja 2015

„Wagary” (1989)


Nastolatek, Brian Woods, zostaje zwolniony ze szpitala psychiatrycznego, w którym wyrokiem sądu umieszczono go po podejrzanej śmierci jego ojca. Chłopak zakochuje się w córce prokuratora, który wniósł akt oskarżenia przeciwko niemu, Pauli Carson. Dziewczyna spotyka się z byłym przyjacielem Woodsa, Dwightem Ingallsem. Choć Brian stara się na powrót zjednać sobie sympatię kolegi, Dwight nie potrafi wybaczyć mu zbrodniczego czynu z przeszłości. Jest tak wrogo nastawiony do Woodsa, że kiedy w szkole zaczynają ginąć ludzie przekonuje rodziców i nauczycieli, że sprawcą jest niedawny pacjent zakładu psychiatrycznego.

Reżyserska kariera Rospo Pallenberga zaczęła się i skończyła na „Wagarach”. Współscenarzysta między innymi adaptacji „Excalibura” (1981) być może po swoim jedynym przedsięwzięciu reżyserskim uznał, że nie czuje się dobrze w tej dziedzinie, albo zniechęciły go miażdżące opinie krytyków. „Wagarom” zarzucano między innymi brak klimatu, przewidywalność i infantylny wydźwięk scen mordów. Tak zwanym znawcom kina nie odpowiadała lekkość przekazu, akcenty humorystyczne i maksymalnie konwencjonalna fabuła. W swoich recenzjach podkreślali, że taki miszmasz zapewne zainteresuje jedynie uczniów, aczkolwiek czas pokazał, że prognoza okazała się nietrafna. Znaleźli się wielbiciele slasherów, którzy odnaleźli się w stylistyce Rospo Pallenberga i docenili przewrotność scenariusza Steve’a Slavkina.

Polskie tłumaczenie oryginalnego tytułu „Cutting Class” jest nieadekwatne do problematyki filmu. O wagary dopytuje się jeden z bohaterów w finalnej scenie, ale akcja filmu nawet przez chwilę nie koncentruje się na ucieczce z zajęć już raczej na lekko odkształconych realiach szkolnych. Kadrę nauczycielską sportretowano „w krzywym zwierciadle”, jako zbieraninę erotomanów, oglądającą się za uczennicami i nieprzebierających w słowach, grubiańskich person, „twardą ręką” obchodzących się z nastolatkami. O wiele bardziej sprawiedliwie, bo różnorodnie potraktowano uczniów. Mamy sumienną, cieszącą się dużym zaufaniem dyrekcji i odżegnującą się od typowo młodzieżowych rozrywek, Paulę (niezbyt udana kreacja Jill Schoelen), która od początku jawi się, jako szablonowa final girl. Ponadto zobaczymy jej najlepszą przyjaciółkę, chętnie eksponującą swoje nagie ciało i uprawiającą seks na terenie szkoły oraz jej równie frywolnego chłopaka. I wreszcie najbarwniejszą postać w filmie, Dwighta, w rolę którego bezbłędnie wcielił się mało doświadczony wówczas Brad Pitt. Relację kluczowej pary, Pauli i Dwighta, komplikuje były przyjaciel tego drugiego, ojcobójca Brian Woods, który po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego, gdzie poddano go terapii elektrowstrząsowej wrócił do liceum i skierował swoją uwagę na Paulę. Choć chłopak boryka się z ostracyzmem kolegów dziewczyna, jak zwykle uczynna, stara się nie traktować go „z góry”, wzorem swojego nadpobudliwego chłopaka, typowego młodego gniewnego. Dwight tymczasem z entuzjazmem pastwi się nad Woodsem i na jego użytek akcentuje swój związek z córką prokuratora.

Właściwą akcję filmu zawiązuje już jedna z początkowych sekwencji oddania strzału do ojca Pauli, który wybrał się na mokradła, na polowanie na dzikie kaczki. Uporczywe próby dostania się do miasta przez rannego prokuratora będą stanowić swego rodzaju żartobliwy przerywnik głównej osi fabularnej. Która tymczasem skupi się na bestialskich mordach w szkole dokonywanych przez tajemniczego oprawcę. Tajemniczego dla widzów, bo uczniowie i kadra nauczycielska szybko nabierają przekonania, że winnym jest Brian Woods. Sposoby eliminacji poszczególnych osób (spalenie, wbijanie ostrych narzędzi w głowy) oprócz jednej sekwencji nie wyróżniają się niczym szczególnym. Mowa o nabiciu na zaostrzony kij skaczącego na trampolinie nauczyciela. Co więcej niektóre sceny mordów podlano obfitą dawką czarnego humoru. Kontrowersyjny zabieg, zmuszający widzów do żartobliwego przyjmowania rzeczy z natury odrażających, ale jeśli zaakceptować taką konwencję można się doskonale bawić, z lekkim przymrużeniem oka oczywiście. Pallenberg szczególnie kpi sobie ze śmierci sekretarki dyrektora, której okaleczoną podobiznę powielała fotokopiarka. Zdjęcia jej nienaturalnie wykrzywionej twarzy później krążyły po szkole, jako dowód odrażającej zbrodni, ale ich przerysowanie, wręcz groteskowość kazały przypuszczać, że twórcy nie bez przyczyny tak humorystycznie podeszli do jej przedwczesnego zgonu. Za życia kobieta była prawdziwą zmorą uczniów, nieprzejednaną personą, która z prawdziwą przyjemnością karała, co bardziej problematycznych nastolatków, nie próbując nawiązać z nimi kontaktu tylko z radością nadużywając swojej władzy. Żartobliwy wydźwięk jej śmierci miał chyba stanowić ukłon w stronę nastoletnich odbiorców „Wagarów”, tłamszonych w swoich szkołach przez równie zawziętą kadrę. Abstrahując od w większości mało pomysłowych mordów film Pallenberga może poszczycić się znakomitym klimatem. Przerysowane, pozornie idylliczne szkolne realia, urozmaicane pokaźną dawką jakiejś nieuchwytnej ciężkości. W przeważającej mierze pastelowa kolorystyka w chwilach największego zagrożenia nabiera iście zachwycającej mroczności, dodatkowo potęgowanej wpadającą w ucho, podnoszącą napięcie ścieżką dźwiękową skomponowaną przez Jill Fraser. Pomimo chwilami komediowego wydźwięku scenariusza Pallenberg udowadnia, że w momentach szczytowej grozy potrafi należycie oddać aurę zaszczucia i wyalienowania. Szkoła staje się śmiertelnie niebezpieczną pułapką bez wyjścia, w której grasuje prawdziwy szaleniec. Jego tożsamość poznamy dopiero pod koniec, ale choć jedni twierdzą, że jest mocno przewidywalna UWAGA SPOILER bo uwypuklana przez cały seans, ja uważam, że scenarzysta skorzystał z niezbyt powszechnego w latach 80-tych zabiegu wskazania na najbardziej podejrzanego osobnika. Ówczesna opinia publiczna mogła być nieprzygotowana na taką przewrotność, choć perspektywa dzisiejszego widza jest już nieco inna KONIEC SPOILERA.

Znakomicie oddany klimat lat 80-tych, kiedy trzeba mroczna atmosfera wszechobecnego zagrożenia i umiejętnie generowane napięcie emocjonalne, wciągająca choć konwencjonalna fabuła, idealna kreacja Brada Pitta i miejscami naprawdę zabawny czarny humor to największe plusy tej produkcji. Oprócz jednej sceny mordy są co prawda mało pomysłowe, ale pozostałe części składowe dobrego slashera (zagadkowa tożsamość sprawcy, portret final girl i rzecz jasna klimat) doskonale wkomponowują się w główną oś fabularną. Fani filmów slash nakręconych z lekkim przymrużeniem oka powinni być zadowoleni, a chyba głównie z myślą o nich powstały „Wagary”.

4 komentarze:

  1. Ooo, widziałam ten film kilka razy w telewizji :) Chętnie go sobie odświeżę, do takiej klasyki zawsze chętnie się wraca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie stare produkcje, więc sam ten fakt bardzo zachęcił mnie do obejrzenia tego filmu. Dodać jeszcze do tego Brada Pitta, który należy do grona najbardziej szanowanych przeze mnie aktorów. Nie przez jego wygląd zewnętrzy, ponieważ nigdy nie był w moim typie, ale za grę aktorską. Szpital psychiatryczny to również jak najbardziej moje klimaty i zdaje sobie sprawę, że film nie jest tak do końca osadzony w tym miejscu jednak samo pobycie w nim głównego bohatera bardzo mnie intryguje. Fabuła równiez niczego sobie. Muszę sobie zapisać ten film :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie widziałam jeszcze tego filmu, leci na Filmwebie już do "chcę zobaczyć" ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale młodzik z tego Brada :) Nie miałam pojęcia o istnieniu tego filmu.

    OdpowiedzUsuń