niedziela, 2 marca 2025

„Born for Hell” (1976)

 
W 1972 roku, podczas konfliktu protestancko-katolickiego w Irlandii Północnej, do Belfastu przybywa amerykański żołnierz Cain Adamson, który uciekł z frontu w Wietnamie. Nocuje w schronisku, a dnie spędza głównie w podłym pubie sąsiadującym z lokalem wynajmowanym przez studentki pielęgniarstwa przygotowujące się do egzaminów dyplomowych. Z okazji urodzin jednej z nich organizują domową imprezę, na której nieoczekiwanie zjawia się głodny nieznajomy, Cain Adamson, z zamiarem dokonania ukradkowej drobnej kradzieży, ale zostaje przyłapany przez kobietę przypominającą mu jego zdradziecką żonę. Przyznaje, że przywiódł go głód, a studentka chętnie dzieli się jedzeniem, po czym razem ze swoją ciężarną przyjaciółką wdaje w przyjacielską pogawędkę z nieproszonym gościem. Niedługo po tej krótkiej wizycie, pod osłoną nocy, zdesperowany Adamson ponownie zakrada się do dwupoziomowego lokalu w starej kamienicy zajmowanego przez adeptki sztuki pielęgniarskiej, które tym razem zamierza okraść ze wszystkich pieniędzy, niezbędnych do zrealizowania jego planu powrotu do ojczyzny. Włamywacz zarzeka się, że nie chce nikogo skrzywdzić, jego czyny przeczą jednak słowom.

Plakat filmu. „Born for Hell” 1976, Cinévidéo, Les Productions Mutuelles Ltée, Studio Film

Oprotestowany przez organizacje feministyczne - największe protesty uliczne odbyły się w Austin w Teksasie w związku z zapowiedzianą na grudzień 1976 roku lokalną premierą – luźno oparty na sprawie amerykańskiego masowego mordercy Richarda Benjamina Specka (1941-1991), vetsploitation film w reżyserii Denisa Héroux, nieżyjącego już kanadyjskiego filmowca, między innymi współproducenta „Małej dziewczynki, która mieszka na końcu drogi” Nicolasa Gessnera, „Więzów krwi” Claude'a Chabrola oraz późniejszej „Walki o ogień”Jeana-Jacquesa Annauda. Kariera Héroux nabrała rozpędu na przełomie lat 60. i 70. XX wieku (entuzjastyczne przyjęcie erotycznego melodramatu/maple syrup porno „Valérie” 1968 i jego sequela „L'Initiation”, ang. „Here and Now” 1970). Był członkiem jury 31. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie (rok 1981), otrzymał jedną nominację do Oscara w kategorii najlepszy film, za „Atlantic City” Louisa Malle'a, którego był głównym producentem, a jego ostatnim reżyserskim przedsięwzięciem był antologiczny film grozy, czy jak kto woli zbiór krótkich opowieści pt. „The Uncanny” (pol. „Rzecz niesamowita”).

Pomysłodawcą „Born for Hell” aka „Naked Massacre” (niem. „Die Hinrichtung”, franc. „Né pour l'enfer”, wł. „...E la notte si tinse di sangue”) był węgierski producent filmowy, reżyser i scenarzysta zmarły w 1986 roku Géza von Radványi, który według odtwórcy roli głównej, sławnego niemieckiego aktora najbardziej związanego z kinem francuskim, Mathieu Carrière, podczas zdjęć odegrał większą rolę od Denisa Héroux, jedynego reżysera uwzględnionego w czołówce tego nihilistycznego obrazu. Za to obaj (tj. Géza von Radványi i Denis Héroux) w produkcie finalnym zostali wymienieni jako współautorzy scenariusza – pozostali to debiutant (właściwie jedyny jego wkład w kinematografię) Clenn Wood i stosunkowo doświadczony, dość prężnie działający w branży filmowej już w latach 60. XX wieku, niemiecki fabularzysta, nieżyjący już Fred Denger. „Born for Hell” jest koprodukcją kanadyjsko-francusko-włosko-zachodnioniemiecką w większości nakręconą w Dublinie – pozostałe lokalizacje w Belfaście w Irlandii Północnej i niedaleko Hamburga (konkretnie w studiu filmowym w Bendestorf) w ówczesnych Niemczech Zachodnich. Światowa premiera filmu odbyła się w Montrealu w drugim tygodniu marca 1976 roku, amerykańska (Las Vegas) i włoska w grudniu tego samego roku (start regularnej dystrybucji kinowej), a do zachodnioniemieckich kin obraz wszedł w 1977 roku. „Pierwsze życie tego taniego stworzenia” - szacunkowy budżet produkcji wyniósł dziewięćset tysięcy dolarów kanadyjskich - przebiegło w atmosferze skandalu: burza rozpętana przez radykalne amerykańskie feministki, którym wtórowali poważni recenzenci (krytycy filmowi) zniesmaczeni „wykorzystywaniem przemocy wobec kobiet” w calach komercyjnych. „Drugie życie” (rynek DVD; przedtem była jeszcze skromna edycja VHS), tego rzekomo mizoginistycznego utworu filmowego, które zaczęło się na początku XXI wieku, było już dużo spokojniejsze. Gdy emocje opadły, dostrzeżono w „Born for Hell” to, co zapewne od początku było oczywiste dla nieuprzedzonych do kina exploitation, a przynajmniej największych fanów tego nurtu - twarde osadzenie w rzeczywistości, boleśnie prawdziwy obraz moralnego upadku gatunku aktualnie dominującego na biednej Ziemi. Degrengolada bynajmniej podziwiana przez twórców tego, notabene wciąż z najwyższą surowością traktowanego przez poważnych recenzentów filmowych (tych najodważniejszych; zdecydowana większość dzisiejszych znawców kina nie przyznaje się do znajomości szkarady Denisa Héroux i Gézy von Radványi), przedstawiciela podgatunku vetsploitation - filmy klasy B (ściślej: odłam exploitation, jak zresztą sama nazwa wskazuje) poruszające częste problemy weteranów wojennych i dezerterów, na przykład zespół stresu pourazowego (PTSD). Zwykła publiczność w końcu spojrzała na teoretycznie fikcyjną historię amerykańskiego żołnierza Caina Adamsona (stosownie przerażająca kreacja Mathieu Carrière) łaskawszym okiem, ale uznania krytyków „Born for Hell” nigdy nie zyskał. „Teoretycznie fikcyjną”, bo kontrowersyjny „akt tej tragicznej sztuki” dość wiernie naśladuje życie. Autorów scenariusza wyobraźnia ewidentnie nie poniosła - wręcz przeciwnie! Jak to się mówi: sztuka złagodziła rzeczywistość. A i tak się jej oberwało za drastyczne treści. Więcej lukru, mniej prawdy i byłoby OK.

Plakat filmu. „Born for Hell” 1976, Cinévidéo, Les Productions Mutuelles Ltée, Studio Film

Born for Hell” Denisa Héroux i (nieoficjalnie) Gézy von Radványi otwiera przybycie odznaczonego członka armii Stanów Zjednoczonych, straumatyzowanego Caina Adamsona, do stolicy i największego miasta Irlandii Północnej, pogrążonej w krwawym konflikcie o podłożu etniczno-politycznym (w uproszczeniu: nacjonaliści, republikanie i w większości katolicy kontra unioniści głównie wyznania protestanckiego). Ucieczka z wietnamsko-amerykańskiego piekła do piekła północnoirlandzkiego. W nadziei na rychły powrót do domu, gdzie (nie)czekają na niego żona i dziecko. Na dalszą podróż Adamsonowi brakło funduszy, ale nawet gdyby posiadał wystarczającą ilość gotówki prawdopodobnie i tak zdecydowałby się na ten przystanek. Adamson jest tykającą bombą, ale nie jest kompletnym głupcem – wie, że dopuścił się czynu karalnego (dezercja) i że sprawa wciąż jest bardzo świeża. Poczeka sobie w Belfaście aż wszyscy o nim zapomną (wszyscy przypuszczalnie zainteresowani pociągnięciem go do odpowiedzialności za porzucenie towarzyszy broni), czyli tydzień albo dwa, i w tym czasie zdobędzie trochę gotówki. Nie będzie rozglądał się za pracą - co to to nie! - tylko okazją do kradzieży. Udaje mu się znaleźć wolne legowisko w jakimś przytułku dla bezdomnych, obskurnej izbie pełnej „niedomytych mężczyzn w łachmanach”, gdzie pozna Wietnamczyka, któremu bezczelnie pochwali się medalem przyznanym za wybitne mordowanie jego rodaków, czy tam bohaterskie ratowanie „tych dobrych”... i tak się zakumplują. Nic konkretnego z tego wątku nie wyniknie, podobnie jak z lekko napiętej relacji skrajnie niebezpiecznego przybysza z właścicielem podrzędnego baru. Ciasnej świątyni pijaństwa naprzeciwko nieokazałej kamienicy, w której zakwaterowanie znalazła zaprzyjaźniona grupa młodych kobiet. Parę studentek ostatniego roku pielęgniarstwa wspólnie wynajmuje dwupoziomowe mieszkanie w alarmująco bliskim sąsiedztwie ulubionego lokalu nieobliczalnego Amerykanina z nożem sprężynowym. Jest suspens. W pierwszej partii „Born for Hell” naprzemiennie przyglądamy się schizofrenicznemu żywotowi Caina Adamsona (pomaga i szkodzi, ratuje i wykorzystuje, obdarowuje i kradnie) oraz powierzchownie przedstawionym młodym kobietom (i ich opiekunce, doświadczonej pielęgniarce nieuznającej twardej dyscypliny; utrzymującej czysto przyjacielskie stosunki ze studentkami): Bridget, Pam, Catherine, Eileen, nieśmiałej Jenny, podkochującej się w niej Christine, ciężarnej Leili i urodzonej liderce Amy, która niechcący zwabia drapieżnika. Tragiczny ciąg zdarzeń uruchamia przypadkowy widok na ulicy, zakończenie randki z brodatym gościem, którego Adamson w nieelegancki sposób poprosi o ogień. Natomiast doskonała okazja do zamienienia słowa z jego nader interesującą dziewczyną (rzekomy sobowtór „kochanej” małżonki Caina) nadarzy się już niebawem, podczas hucznej imprezy urodzinowej. Przyjdzie głodny, zostanie nakarmiony i wróci po więcej. Daj człowiekowi palec... Wchodzi po pieniądze, ale widok bezbronnych, trzęsących się ze strachu, związanych kobiet budzi bestię, którą w Belfaście Adamson okiełznał przynajmniej raz – w mieszkaniu podstarzałej prostytutki, która na swoje nieszczęście zapragnęła odwdzięczyć się rycerzowi w cuchnącej zbroi – i może wygrałby tę wewnętrzną walkę ponownie, gdyby Amy tak bardzo nie przypominała mu niewiernej żony. Tak czy inaczej, wybuchowa mieszanka traumy wojennej, podwójnej zdrady i może osobowości dyssocjalnej. Trujący koktajl w mieście przyzwyczajonym do bezrozumnej agresji. Uliczne strzelaniny są tutaj na porządku dziennym, mali chłopcy najchętniej bawią się w wojnę, a dziewczynki nic tylko płaczą nad utraconymi skarbami – zwrot ich własności w tym bezdusznym świecie jest równie niecodziennym zjawiskiem, co nawet najdrobniejszy podarek od nieznajomego. Dzieci, niezależnie od płci, nie wiedzą jak się zachować w takich sytuacjach; nie rozumieją, co się dzieje, są autentycznie zaszokowane najmniejszym przejawem ludzkiej życzliwości i szczodrości. W „Born for Hell” krew nie leje się strumieniami (i dobrze, bo jest różowa), ale widoki do przyjemnych na pewno nie należą. Film zdecydowanie emanuje okrucieństwem, przygniata ogólną beznadzieją, ogromem cierpienia, wszechobecną destrukcją, niszczeniem wszystkiego, co szlachetna (niesadystyczna, nieegoistyczna, nieobojętna) mniejszość w pocie czoła zbuduje. Moralna zgnilizna w odpychającym krajobrazie miejskim (brudne zdjęcia Heinza Hölschera) i całkowity upadek człowieka w klaustrofobicznym „domu studenckim”, gdzie napięcie sięgnie zenitu. Home invasion hard version. Coś dla fanów późniejszych „Funny Games” Michaela Hanekego - „Born for Hell” w moim poczuciu nie jest aż tak mocnym trunkiem, ale też potrafi skrzywdzić, „zgwałcić psychikę” - i „Domu na skraju parku” Ruggero Deodato oraz wcześniejszego (jedna scena, ta najbardziej niesmaczna, a przynajmniej swego czasu budząca największe emocje) „Ostatniego domu po lewej” Wesa Cravena.

Dzieło odsądzane od czci i wiary. Amoralne widowisko Denisa Héroux i Gézy von Radvá. Epatujące przemocą fizyczną, psychiczną i seksualną, żerujące na krzywdzie autentycznych osób. Zmora samozwańczych strażników moralności, wróg radykalnych feministek i feministów, jakościowy rynsztok w oczach najwytrwalszych ekspertów (nielicznych krytyków, którzy pochylili się nad tą paskudą i nie odpadli w trakcie seansu, jakoś dotrwali do czarno-białych zdjęć zamykających to wyjątkowo ponure przedstawienie). Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, obrzydliwa opowieść o przeróżnych potwornościach. Wojny, rozboje, gwałty, mordy. Terror polityczny i kryminalny. Dotkliwy głód, ciągła niepewność, paraliżujący strach. Bezpieczny egoizm, szalenie ryzykowny altruizm. „Born for Hell” to utwór niewskazany, bo prawdomówny. Polecam zatem wszystkim wywrotowcom:)